Chcemy zaprosić na Zamek współczesnych artystów
Polska Agencja Prasowa: Mijają trzy miesiące od objęcia przez panią stanowiska dyrektorki Zamku Królewskiego, ale przecież tę funkcję miała pani sprawować już od dziewięciu lat. Taka była decyzja rady powierniczej Zamku, której minister Piotr Gliński nie uszanował. Powstała sytuacja niespotykana.
Małgorzata Omilanowska-Kiljańczyk: Przejmowanie przez następnego dyrektora schedy po poprzedniku to proces wymagający czasu i uważności. Daleka jestem od krytykowania w czambuł wszystkiego, co się zdarzyło za czasów mego poprzednika. Myślę, że prof. Wojciech Fałkowski w miarę kompetencji i możliwości robił, co do niego należało, jednak na wiele spraw mam inny pogląd. Polityka muzealnicza, którą mam zamiar prowadzić, będzie się w wielu punktach różniła od tego, co robił dotychczasowy szef Zamku, w niektórych musi nastąpić zmiana o 180 stopni, ale czasami może to być kontynuacja. Dla mnie istotne jest wyłapanie wszelkich nieprawidłowości.
PAP: Konieczne są porządki, by nie nazwać tego mniej elegancko – sprzątanie.
M.O.K.: Nowy styl zarządzania pozwoli nam lepiej planować działania i uniknąć błędów, które stały się udziałem poprzednika. Nie skupiamy się jednak na zarzutach. Chodzi o to, aby jak najszybciej powstrzymać niewyobrażalnie rozbudowane plany zakupów rozmaitych obiektów dla Zamku. To transakcje, które pochłaniały ogromne środki finansowe, obciążały budżet państwa i kieszeń podatników. Na Zamku w latach 2018-2024 wydano tylko na zakupy dzieł sztuki 115 mln zł. A w jakiej mierze została naruszona dyscyplina finansowa, to jest pytanie do prawników, nie do mnie.
PAP: Zapewne rozstrzygnie to audyt.
M.O.K.: Audyt zostanie przeprowadzony. Działalność muzealnicza, tak jak wiele sfer polskiego życia gospodarczego, politycznego, musi być poddana kontroli. Będziemy kontynuowali zakupy, ale one przede wszystkim są ukierunkowane na odzyskiwanie przedmiotów z kolekcji zamkowych, które wskutek rozmaitych odmian losu zostały rozproszone, wywiezione, sprzedane. Warto też kupować przedmioty, które stanowią kontekst dla posiadanych już zbiorów. Prof. Fałkowski m.in. postanowił utworzyć kolekcję renesansowego malarstwa włoskiego. O ile włoskie malarstwo XVIII-wieczne było obiektem zainteresowań Stanisława Augusta Poniatowskiego, o tyle malarstwo renesansowe nie. W Warszawie nikt takich dzieł nie zbierał. I zakupy, które zostały przez prof. Fałkowskiego dokonane, czynią wyłom w tej tradycji; zaczęto tworzyć kolekcję, której się nigdy nie uda skompletować, bowiem malarstwo włoskie doby renesansu nie znajduje się w codziennej ofercie rynku sztuki, w dodatku jest dramatycznie drogie.
Moim najważniejszym zadaniem jest to, aby zasoby Zamku, te dawniejsze, pochodzące z darowizn oraz depozytów, i nowsze, powstałe w wyniku zakupów, zostały optymalnie wykorzystane. Zbiory trzeba opracować naukowo i udostępniać w rozmaitych formach i we właściwych miejscach na wystawie stałej czy też na czasowych ekspozycjach. To ogromna praca - już prowadzona. Brzmi to mało atrakcyjnie, ale stanowi istotę muzealnictwa: mieć wartościowe, piękne, bogate zbiory dzieł sztuki i mądrze je eksponować.
PAP: Zakupy zakupami, ale Zamek ma swoje wspaniałe kolekcje.
M.O.K.: Zamek Królewski stał się beneficjentem niemal połowy kolekcji Lanckorońskich. W 1994 r. otrzymał w darze od prof. Karoliny Lanckorońskiej zbiór obiektów, wśród nich jest 15 dzieł będących w XVIII w. własnością króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. W ramach tej kolekcji są np. dwa portrety autorstwa Rembrandta van Rijna „Dziewczyna w ramach obrazu” i „Uczony przy pulpicie”. Zamek jest też miejscem przechowywania unikatowej w skali światowej kolekcji kobierców wschodnich, która, mam nadzieję, wkrótce stanie się jego własnością. Gromadzona przez Teresę Sahakian kolekcja liczy ponad 700 obiektów. W Zamku znajduje się także Kolekcja Fundacji Zbiorów im. Ciechanowieckich. Prof. Andrzej Ciechanowiecki przez 30 lat zbierał na rynku europejskim przedmioty, które były polonikami bądź mogły pochodzić z Zamku. Trzecią ogromną kolekcją jest zbiór map I Rzeczypospolitej z kolekcji dr. Tomasza Niewodniczańskiego. W jego skład wchodzą ryciny, grafiki i rysunki. Wiele znakomitych cennych obiektów pochodzi też z mniejszych darowizn.
PAP: Zbiory, kolekcje to podstawowa tkanka, esencja tego miejsca, którego pełna nazwa brzmi "Zamek Królewski w Warszawie – Muzeum. Rezydencja Królów I Rzeczypospolitej".
M.O.K.: Tożsamość Zamku zasadza się na trzech filarach. Zamek jest pamięcią po polskiej monarchii, po potędze I Rzeczypospolitej i jej władcach. Drugim filarem, niezwykle istotnym, unikatowym w skali europejskiej, jest to, że Zamek Królewski, jeszcze zanim stał się dworem monarchów, był już siedzibą polskiego parlamentu. Tu znajdowały się izba poselska i senatorska, tu obradował parlament. A zatem można powiedzieć, że Zamek jako instytucja jest symbolem dawnej państwowości polskiej. Trzecim wielkim filarem budującym tożsamość Zamku w kontekście państwa i miasta jest jego odbudowa i wielka akcja ratowania, wywożenia, ukrywania zbiorów w czasie wojny. I nie chodzi tylko o dzieła sztuki, ale też o fragmenty posadzek, drzwi, klamek, mozaik, luster. To dzięki temu odbudowa Zamku miała sens. O ratowanie zabytków w czasie wojny walczył Stanisław Lorentz. Po wojnie, wraz z Janem Zachwatowiczem i Piotrem Biegańskim, namawiał polityków do podjęcia decyzji o odbudowie Zamku.
Całe pokolenie historyków, muzealników, architektów, rzemieślników było w tę odbudowę zaangażowane. A zadbano nie tylko o to, aby w sposób staranny odtworzyć bryłę zewnętrzną, ale też, aby wnętrza odtworzyć ściśle według dokumentacji. Mówienie, że Zamek Królewski jest rekonstrukcją, jest prawdą w odniesieniu do jego murów. Wnętrza jednak w dużej mierze, za sprawą ocalonej substancji dekoracyjnej, są autentyczne. Przecież na ścianach Apartamentu Wielkiego jak dawniej wiszą obrazy Bacciarellego, na postumentach stoją rzeźby, przechowane posadzki ułożone zostały według pierwotnych wzorów. Warto pamiętać, że z pierwszym i drugim filarem łączy się i to, że w XX-leciu międzywojennym Zamek Królewski był siedzibą prezydentów Rzeczypospolitej. Jestem przekonana, że budowanie programu wystawienniczego takiej instytucji, powinno opierać się właśnie na tych filarach.
PAP: Chodzi i o ekspozycję stałą, i wystawy czasowe.
M.O.K.: Naturalnie. Zamek zawsze organizował wystawy czasowe i będzie nadal je przygotowywał, choć w mniejszej skali. Planuję rocznie trzy wystawy czasowe. Dobrze przygotowana wystawa czasowa składa się nie tylko z dobrego scenariusza, sprawnej produkcji, skutecznego sprowadzenia i przygotowania do ekspozycji dzieł oraz prac konserwatorskich. Ważne jest także obudowanie jej programem naukowym, oświatowym, odpowiednio dobranymi projektami edukacyjnymi, katalogiem i oprawą medialno-reklamową. Należy przecież dotrzeć do publiczności z informacją, zainteresować ją, zachęcić. To wymaga współpracy zespołów, które są dobierane do danej wystawy. Kiedy przyszłam do Zamku, nie zastałam planu wystaw na przyszły rok, nie było żadnych wystaw „w toku”. Jedyną ekspozycję, w trakcie przygotowań, którą zostawił prof. Fałkowski, musiałam odwołać.
PAP: Jaka to miała być wystawa?
M.O.K.: Na tysiąclecie koronacji Bolesława Chrobrego. O odwołaniu wystawy przesądziły różne czynniki, zarówno finansowe, jak i to, że ta wystawa na Zamku „kanibalizowała” wiele obiektów potrzebnych na wystawę, która w tym samym czasie miała się odbyć w innym miejscu. Były dyrektor Zamku proponował wystawy na ten sam temat, co przygotowywane przez inne placówki muzealne. A ile jest artefaktów, którymi można zwizualizować wystawę dotyczącą XI wieku? Niewiele. Jeśli Muzeum Historii Polski we współpracy z Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie opracowało taką wystawę - właśnie została otwarta – to nie ma sensu przygotowywanie drugiej ekspozycji na ten sam temat, tylko droższej, i wyrywanie sobie dzieł sztuki niezbędnych do jej stworzenia. Dlatego wystawę odwołałam.
PAP: Tamci muzealnicy zapewne się ucieszyli, ich praca nie poszła na marne.
M.O.K.: W przeciwieństwie do mojego poprzednika staram się utrzymywać dobre kontakty z szefami rozmaitych muzeów w Polsce. Nie widzę powodów, aby Zamek Królewski miał rywalizować z innymi placówkami. A tak było. Wiem, że są muzea państwowe, które chętnie przyjmą w długoterminowe depozyty te części naszych zbiorów, które po prostu nie pasują do zbiorów zamkowych. Misją społeczną muzeum jest gromadzenie, ale i udostępnianie zbiorów. Jeśli sami nie jesteśmy w stanie tego zrobić, to postarajmy się to umożliwić innym.
PAP: Podobno przeszła pani przez wszystkie komnaty Zamku, ale nie przez całe magazyny. A jak teraz wygląda sytuacja?
M.O.K.: Magazynujemy nasze dzieła sztuki w kilku miejscach, na terenie Zamku, Podzamcza; większość z nich już teraz widziałam; zbiory są przechowywane w odpowiednich warunkach, ale przy organizacji wystaw czasowych powinny być wyznaczone przestrzenie magazynowe specjalne dla eksponatów, które np. przyjeżdżają z innych muzeów; musi być miejsce na rozpakowanie, drobne konserwacje. Dzieła muszą „odpocząć” po podróży, zanim się je rozłoży, napnie czy ustawi. Sporo pomieszczeń obejrzałam i mam poczucie, że wiele obiektów znajduje się nie tam, gdzie powinno.
PAP: Jako historyk sztuki w pracy naukowej, w książkach, a jako szefowa Ministerstwa Kultury - w praktyce szczególną uwagę skupiała pani na znaczeniu dziedzictwa. Dla kogo jest ważne dziedzictwo – dla Polski, współczesnych Polaków, dla młodych ludzi, którym pewna koturnowość tego terminu może się nie podobać?
M.O.K.: A dla kogo powinno być ważne? Świadomość tego, jak ważny jest Zamek Królewski i dziedzictwo z nim związane, wynika na przykład z programu nauczania; nieprzypadkowo mamy niekończący się pochód dzieci z pierwszych i drugich klas na lekcje edukacyjne na Zamku. To jest standard. Ale żeby młodzi ludzie w miarę dorastania uważali, że pamięć o Zamku i powroty do niego są ważne – to już zadanie dla nas.
W Zamku i młodzi, i dorośli ludzie powinni się czuć dobrze. Moje rządy zaczęłam od przebudowy umywalek w łazience, bo były umieszczone za wysoko i dziewczynki nie były w stanie umyć rąk.
Ważne jest też zorganizowanie wygodnych tras po Zamku; żeby odwiedzający wiedzieli, jak się poruszać, żeby przechodząc z sali do sali, z komnaty do komnaty, nie gubili się w różnych czasach, epokach, stylach, ale mieli do czynienia ze spójnym, w miarę jednorodnym przekazem. Ta organizacja przekazu wymaga uporządkowania. Myślimy też, aby obok klasycznych wystaw czasowych przygotować program wydarzeń z udziałem artystów współczesnych. Liczymy na to, że zaproponują dialog swojej twórczości z przeszłością. Dla młodych ludzi to będzie sygnał, że historia nie jest zamkniętym rozdziałem, że można się do niej aktywnie, twórczo odnieść.
PAP: Wspomniała pani o trzech wystawach planowanych na przyszły rok.
M.O.K.: W kwietniu 2025 r. otworzą się „Saskie wizje” – wystawa, która opowie o projektowanej przez Wettynów przebudowie Zamku Królewskiego; ściągamy na nią z Drezna rysunki architektoniczne, aby pokazać, jak Sasi wyobrażali sobie swój późnobarokowy pałac. Warszawa jest bogata w zasoby rysunków projektów architektonicznych, kilkanaście instytucji posiada zbiory cennych rysunków, ale nie są one wystawiane. Przykład Muzeum Architektury we Wrocławiu pokazuje, że można sobie wychować publiczność, bywalców wystaw poświęconych architekturze. Moim skrytym marzeniem jest, aby doprowadzić w Warszawie do powstania Muzeum Architektury.
Nasza druga wystawa czasowa - „Anatomia antyku” - będzie poświęcona rzeźbie. A jesienią otworzymy trzecią czasową wystawę, która będzie opowiadała o tym, jak za pomocą kostiumu buduje się przekaz wizualny. Takie obiekty, jak płaszcz koronacyjny z Krakowa, współczesne stroje z prywatnej kolekcji, ale też kostiumy historyczne i dzieła sztuki współczesne, m.in. z paryskiego muzeum Orsay, średniowieczne zbroje, porcelanowe figurki stworzą opowieść o tym, jak konstruuje się wizerunek za pomocą elementów stroju, co się wyraża przez ubiór. Na tej wystawie, która ma na razie tytuł roboczy „Niech nas widzą”, osoby zajmujące się kształtowaniem wizerunków współczesnych gwiazd czy polityków mogą się wiele nauczyć. A zatem „Niech nas widzą” i nie tylko tę wystawę, ale i inne, mam nadzieję, atrakcyjne pozycje w dynamicznym programie Zamku Królewskiego w Warszawie.
Rozmawiała: Anna Bernat (PAP)
Prof. dr hab. Małgorzata Omilanowska-Kiljańczyk, absolwentka historii sztuki na Uniwersytecie Warszawskim. Od 1985 r. jest związana z Instytutem Sztuki PAN. Od 2006 r. była profesorem nadzwyczajnym, a w latach 2014-2024 – profesorem zwyczajnym w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu Gdańskiego. W latach 2012-2014 pełniła funkcję podsekretarza stanu, a następnie w latach 2014-2015 – ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Specjalizuje się w problemach architektury XIX i XX wieku, ochrony zabytków, zagadnieniach życia artystycznego, mecenatu artystycznego i kolekcjonerstwa. Gościnnie wykładała m.in. na uniwersytetach w Oldenburgu, Berlinie, Lipsku, Marburgu, Cambridge, Tallinie.
abe/ aszw/ miś/ jpn/